Laureaci i nominowani do nagrody 2020

Krystyna Miłobędzka

LAUREATKA NAGRODY IM. ADAMA MICKIEWICZA 2020

KRYSTYNA MIŁOBĘDZKA
– (ur. W 1932 roku w Margoninie koło Chodzieży); poetka, autorka sztuk teatralnych dla dzieci, dramaturżka. W 1950 r. rozpoczęła studia na Wydziale Filologii Polskiej Uniwersytetu Poznańskiego, od 1953 r. kontynuowała je na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie uzyskała magisterium.
TWÓRCZOŚĆ TEATRALNA
Była kierownikiem literackim w Teatrze Lalek „Tęcza” w Słupsku (1964–65), konsultantem repertuarowym w Teatrze Lalek we Wrocławiu (1978–80), a w latach 1987–91 w Wałbrzyskim Teatrze Lalek. Pracowała również jako wychowawczyni w przedszkolu i bibliotekarka. W 1973 r. na Biennale Sztuki dla Dziecka w Poznaniu otrzymała nagrodę specjalną jury za twórcze propozycje w dramaturgii dla dzieci i młodzieży. W 1983 r. doktoryzowała się na Uniwersytecie Wrocławskim na podstawie rozprawy „Teatr Jana Dormana” (wyd. 1990). Scenariusze teatralne Krystyny Miłobędzkiej zbierają książki „Siała baba mak. Gry słowne dla teatru” (1995), „Gdzie baba siała mak. Gry słowne dla teatru” (2012), a teksty teoretyczne o teatrze dziecięcym tom „W widnokręgu Odmieńca” (2008).
POEZJA
Debiutowała w 1960 r. prozą poetycką „Anaglify” – za utwory z tego cyklu otrzymała III nagrodę na Festiwalu Młodej Poezji w Poznaniu. Jej pierwszy tom poetycki „Pokrewne” ukazał się w 1970 r; kolejne to „Dom, pokarmy” (1975), „Wykaz treści” (1984); „Pamiętam – zapisy stanu wojennego” (1992, nagroda im. Barbary Sadowskiej); „Przed wierszem. Zapisy dawne i nowe” (1994, autorski wybór tekstów, Nagroda Fundacji Kultury); „Imiesłowy” i „wszystkowiersze” (2000); „Po krzyku” (2004, nominacja był do Nagrody NIKE 2005), „Zbierane 1960–2005” (2006), „gubione” (2008). W ostatnich latach ukazało się „dwanaście wierszy w kolorze” (2012), a także płyta CD dokumentująca spotkanie wierszy Krystyny Miłobędzkiej z muzyką Wacława Zimpla „Tyle tego Ty” (2012) oraz autorski wybór tekstów „nie oddany uśmiech” (2017). W 2019 r. czytelnicy otrzymali książkę „Spis z natury” (2019).  Z okazji 60. rocznicy debiutu poetki w listopadzie 2020 ukazał się najobszerniejszy dotychczas autorski wybór wierszy Krystyny Miłobędzkiej pt. „jest / jestem”.
RECEPCJA TWÓRCZOŚCI
W 2007 r. w Instytucie Filologii Polskiej UAM w Poznaniu odbyła się sesja naukowa poświęcona poetce, której świadectwem jest tom pod redakcją Piotra Śliwińskiego „Miłobędzka wielokrotnie” (2008). W 2012 r. opublikowano obszerny zbiór tekstów dotyczący recepcji drogi twórczej – „Wielogłos. Krystyna Miłobędzka w recenzjach, szkicach, rozmowach” (red. J. Borowiec). Ukazały się także obszerne studia i prace monograficzne poświęcone Krystynie Miłobędzkiej: Anna Kałuża, „Wola odróżnienia. O modernistycznej poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, Julii Hartwig, Witolda Wirpszy i Krystyny Miłobędzkiej” (2008); Piotr Bogalecki, „Niedorozmowy. Kategoria niezrozumiałości w poezji Krystyny Miłobędzkiej” (2011); Elżbieta Winiecka, „Z wnętrza dystansu. Leśmian – Karpowicz – Białoszewski – Miłobędzka” (2012); Ewelina Suszek, „Szybkość, pośpiech, kompresja. Poetyka przyśpieszenia w poezji Krystyny Miłobędzkiej” (2014); Aleksandra Zasępa, „Czas (w) poezji Krystyny Miłobędzkiej”(2016); Bartosz Suwiński, „Pory poezji. Koncepcja czasu w twórczości poetyckiej Krystyny Miłobędzkiej” (2017); Joanna Żygowska, „Skrzydła dla dzieci. Teatr poetycki Krystyny Miłobędzkiej” (2017).
NAGRODY
Poetka jest laureatką nagrody Ministra Kultury (2001), Nagrody Literackiej Czterech Kolumn za całokształt twórczości (2004), nagrody Prezydenta Wrocławia (2004), Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS 2009 w kategorii najlepsza poetycka książka roku (za tom „gubione”), Nagrody Artystycznej Miasta Poznania (2009) oraz nagród za całokształt twórczości: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS (2013) i Nagrody Marszałka Województwa Wielkopolskiego (2018). W 2010 roku otrzymała tytuł „Zasłużony dla Miasta Puszczykowa”, a w 2017 roku – tytuł Honorowej Obywatelki Miasta Chodzieży.

Piotr Śliwiński: Krystyna Miłobędzka jest poetką wybitną, może najwybitniejszą spośród żyjących. Decyduje o tym wielki dorobek i wpływ, jaki wywiera na innych poetów i na czytelników przynajmniej od połowy lat 90.
Ale to również osoba budzącą wyjątkowy sentyment, mimo że w najmniejszym stopniu nie jest poetką sentymentalną. O dowody na to łatwo: od żarliwego zainteresowania akademików, piszących o niej książki i doktoraty, do zasłuchanej w jej kruchy głos publiczności wieczorów autorskich. Aura nieugiętej słabości, emanowana przez utwory Miłobędzkiej, przenikanie się intelektualnej wybredności z przedstawieniami konkretnych doświadczeń i sytuacji, komunikatywność będąca nierzadko efektem eksperymentowania, charyzma autentyczności – to zaledwie pierwsze z brzegu powody, dla których odbiór twórczości Krystyny Miłobędzkiej zdaje się tak wyjątkowy.
Wyjątkowość odbioru pojawia się, jestem o tym przekonany, w odpowiedzi na wyjątkowość poezji.

Jarosław Mikołajewski: Z Krystyny Miłobędzkiej można wyczytać, że poezja nie jest tylko napisanym. To naturalna i zdyscyplinowana skłonność do widzenia, które tylko niepojętym cudem wie, że jest widzeniem jedynym, które warto bezwarunkowo napisać. To świat osobny, w który układa się świat pozornie powszechny.

 

LAUREATKA NAGRODY – STYPENDIUM IM. STANISŁAWA BARAŃCZAKA 2020

MONIKA GLOSOWITZ (ur. 1986) – badaczka literatury, krytyczka literacka. Pracuje jako adiunktka w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego. W 2019 roku wydała „Maszynerie afektywne. Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet”. Współredagowała „Imagined Geographies. Central European Spatial Narratives between 1989 and 2014” (2018) oraz „Dyskursy gościnności. Etykę współbycia w perspektywie późnej nowoczesności” (2018). Publikowała m.in. na łamach „Central Europe”, „Czasu Kultury”, „Śląskich Studiów Polonistycznych” oraz „Tygodnika Powszechnego”. Tłumaczyła teksty Michela Foucaulta, Rosi Braidotti, Sary Ahmed i Luce Irigaray.
Doktorat co-tutelle w dziedzinie nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa i gender studies obroniła w Uniwersytecie Śląskim i Uniwersytecie w Oviedo. Stypendystka Komisji Europejskiej w ramach programu European Master in Women’s and Gender Studies w Uniwersytecie w Utrechcie i Uniwersytecie w Grenadzie oraz Uniwersytetu w Oviedo w ramach programu doktoranckiego Género y Diversidad.
W latach 2012–2018 redagowała dział poetycki internetowego czasopisma „artPapier”, przez wiele lat związana była również ze śląskimi „Opcjami”. Koordynowała pracę Ośrodka Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem w 2018 roku. Obecnie przewodniczy Rybnickiej Radzie Kobiet, angażując się w politykę miejską w swoim rodzinnym mieście. Mama Franciszka i Ignacego.

Piotr Śliwiński: Tytuł książki Moniki Glosowitz – „Ma­szy­ne­rie afek­tyw­ne. Li­te­rac­kie stra­te­gie eman­cy­pa­cji w naj­now­szej pol­skiej po­ezji ko­biet” – brzmi tyleż bardzo akademicko, co efektownie. Jedni rozpoznają w nim nawiązanie do licznych we współczesnej humanistyce metafor technicznych, mających podkreślić, że naszą indywidualność, podmiotowość czy po prostu wolność zawdzięczamy nie tylko sobie, lecz współdzielimy ją z mechanizmami społecznego formowania, wręcz formatowania, ukrytymi w tradycji, zwyczajach codzienności, a przed wszystkim w językach. Zatem słowo „zawdzięczać” jest tutaj nietrafne, ponieważ podmiotowość okazuje się raczej dana, po części cudza, a nawet krępująca niż prawdziwie nasza. Innych zaciekawi prezentacja dorobku „nowych poetek”. Ich rola na scenie dzisiejszego życia literackiego rośnie, jednak wiedza o nich, o tym, co naprawdę robią nadal jest znikoma.
Jak dobić się, dokopać, wysłowić „ja”, „ja” kobiece w wierszu? Monika Glosowitz błyskotliwie, nowocześnie, opierając się na licznych teoriach nie tylko literackich, analizuje poezję Justyny Bargielskiej, Marty Podgórnik, Kiry Pietrek i innych autorek, by dojść do szeregu ciekawych wniosków i jednego o kluczowym znaczeniu – to, co dzieje się w tych wierszach, mimo ze poetycko jest niepowtarzalne, jest egzystencjalnie, społecznie ważne także dla nas, czytelniczek (i czytelników).
 
Inga Iwasiów: „Maszynerie afektywne. Literackie strategie emancypacji w najnowszej polskiej poezji kobiet” to książka akademicka, wychylona ku praktyce krytycznoliterackiej i poezji najnowszej. Pozornie w tym połączeniu nie ma niczego zaskakującego, a jednak na wyróżnienie zasługuje spełnienie trzech warunków jednocześnie: teoretyzowania akademickiego, reagowania czytelnego dla odbiorców pozauniwersyteckich, towarzyszenia poetkom i wierszom.
Monika Glosowitz wybiera poezję kobiet i sonduje jej działanie, stosując przygotowane wcześniej narzędzia, nie forsując jakiejś sztywnej wizji tego, czym jest literatura lub kobieca podmiotowość. Monika Glosowitz w „Maszyneriach afektywnych” udowadnia, że poezja nie stanowi niszy, stoi w centrum procesów nazywania i działania, a krytyczka może się w te procesy włączać.

Szymon Wróbel: Maszynerie w książce Moniki Glosowitz nie są zwykłymi mechanizmami lub maszynami, ale raczej „urządzeniami nastrojów”, ucieleśnieniami pragnień, wektorami tęsknot i marzeń.
Monika Glosowitz w znakomity sposób zrekonstruowała całą mapę strategii pisarskich w poezji kobiet lat dziewięćdziesiątych i pierwszych lat XXI wieku. Mamy tutaj opis choroby, z jej formułami nawrotu, na przykładzie Joanny Lech, maszynerię traumy i wstydu rozpisaną poprzez czułą lekturę Justyny Bargielskiej, anatomię „miłości zapożyczonej” Marty Podgórnik, analizę „pracy afektywnej” w późnym kapitalizmie Kiry Pietrek i wiele innych brawurowych lektur i interpretacji.
„Maszynerie afektywne” pisane są przeciw narcystycznemu nomadyzmowi, zwykłemu egoizmowi, afektom, które pogrążają nas w tylko sobie.
Ta książka jest wielkim poszukiwaniem „wspólnoty bezbronnych”, czyli odważnych wspólnot afektywnych, usytuowanych poza zwykłym „porządkiem ludzkiego pokrewieństwa” i poza porządkiem okrutnej mechaniki władzy. Ta książka jest pisana „wielkim głodem” afektów radosnych, jest pisana przeciw nienasyconemu zaabsorbowaniu sobą, które niszczy miłość i jest zagrożeniem dla życia w ogóle.

 

NOMINOWANE DO NAGRODY – STYPENDIUM IM. STANISŁAWA BARAŃCZAKA 2020

AGNIESZKA PAJĄCZKOWSKA (ur. 1986) – kulturoznawczyni, twórczyni projektów fotograficznych, kulturalnych i edukacyjnych, kuratorka wystaw fotograficznych, animatorka kultury, absolwentka Instytutu Kultury Polskiej UW. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w obszarze „Sztuki wizualne”. Laureatka konkursu Kulturysta Roku 2016 – nagrody przyznawanej przez Radiowy Dom Kultury. Publikowała m.in. w „Kontekstach”, „Zagładzie Żydów”, „Widoku”, „małej kulturze współczesnej”, „Res Publice”, „Krytyce Politycznej”, „Wysokich Obcasach”. W 2019 roku wydała wraz z Aleksandrą Zbroją książkę „A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi” (Wydawnictwo Poznańskie). Jej druga książka „Wędrowny Zakład Fotograficzny” ukazała się w sierpniu 2019 roku nakładem wydawnictwa Czarne.

Piotr Śliwiński: „Wędrowny zakład fotograficzny” Agnieszki Pajączkowskiej to książka pomysłowa i wzruszająca.
Wartość pomysłu bierze się z tego, iż – mimo sukcesów Wojciecha Nowickiego – kombinacja fotografii i pisarstwa zdarza się nieczęsto, całkowicie zaś wyjątkowa jest cierpliwość, długotrwałe wędrowanie i bliski kontakt z ludźmi, na którym oparła swą książkę Pajączkowska. Dzisiaj spieszymy się, pisarze również, tymczasem autorka na dłużej i nie na niby wcieliła się w rolę wędrownego rzemieślnika, po trosze też artysty, który dla chleba, dla chwili rozmowy, możliwości bycia wśród ludzi oferuje im zrobienie portretu.

Wzruszająca jest intencja „wydobycia z wnętrza” człowieka jego cech istotnych, bo na tym polega portretowanie. Porusza empatia, stary i zaniedbany, czasami wyśmiewany sposób na samotność. Urzeka uważność ucha, które słucha innych i oka, które widzi – i za pomocą aparatu – uchwytuje drobiny doświadczeń zapisanych na skórze, w zmarszczkach, skazach, na tej przedziwnej mapie, która jest nasze ciało. Do książki Agnieszki Pajączkowskiej pasuje skądinąd nadużywane słowo „projekt”. Autorka, kulturoznawczyni i fotografka, dysponuje teorią, wiedzą o poprzedniczkach takich jak Zofia Rydet, której „Zapis socjologiczny” stanowi jedną z omówionych na początku inspiracji. Zna niebezpieczeństwa, do których należy ustanowienie relacji władzy między osobą trzymającą aparat a „obiektami”. Stara się wobec tego zniwelować tę strukturalną nierówność, przygotowując wyprawy starym samochodem z tradycyjnym sprzętem, by proponować ludziom żyjącym na obrzeżach – mapy, kultury konsumpcyjnej – portrety „na wymianę” za jedzenie, drobną usługę, miejsce do zaparkowania.

W „Wędrownym zakładzie fotograficznym” Agnieszka Pajączkowska nie pokazuje nam zdjęć – te zostawiła po drodze, dotrzymując umowy z klientkami i klientami. Opisała za to okoliczności swych etnograficzno-artystycznych, eksperymentalnych podróży, zanotowała i zinterpretowała obserwacje, przypadki, udane i nieudane próby nawiązania kontaktu według reguł prostej transakcji, które wydawać się mogą niedzisiejsze, a jednak dobrze działają.

Ta książka ma wielu bohaterów, ale przede wszystkim narratorkę, która nie żałowała czasu na zrealizowanie idei, na sprawdzenie akademickich założeń – fotografią, badaniem terenowym, a wreszcie tekstem. Książka znakomicie spełnia kryteria nominacji do Stypendium im. Barańczaka – jest literackim praktykowaniem tego, co bliskie uniwersytetowi – wrażliwości, namysłu, reakcji na świat, kompletowania archiwum.

 Inga Iwasiów: Do książki Agnieszki Pajączkowskiej pasuje skądinąd nadużywane słowo „projekt”. Autorka, kulturoznawczyni i fotografka, dysponuje teorią, wiedzą o poprzedniczkach takich jak Zofia Rydet, której „Zapis socjologiczny” stanowi jedną z omówionych na początku inspiracji. Zna niebezpieczeństwa, do których należy ustanowienie relacji władzy między osobą trzymającą aparat a „obiektami”. Stara się wobec tego zniwelować tę strukturalną nierówność, przygotowując wyprawy starym samochodem z tradycyjnym sprzętem, by proponować ludziom żyjącym na obrzeżach – mapy, kultury konsumpcyjnej – portrety „na wymianę” za jedzenie, drobną usługę, miejsce do zaparkowania.

W „Wędrownym zakładzie fotograficznym” Agnieszka Pajączkowska nie pokazuje nam zdjęć – te zostawiła po drodze, dotrzymując umowy z klientkami i klientami. Opisała za to okoliczności swych etnograficzno-artystycznych, eksperymentalnych podróży, zanotowała i zinterpretowała obserwacje, przypadki, udane i nieudane próby nawiązania kontaktu według reguł prostej transakcji, które wydawać się mogą niedzisiejsze, a jednak dobrze działają.

Ta książka ma wielu bohaterów, ale przede wszystkim narratorkę, która nie żałowała czasu na zrealizowanie idei, na sprawdzenie akademickich założeń – fotografią, badaniem terenowym, a wreszcie tekstem. Książka znakomicie spełnia kryteria nominacji do Stypendium im. Barańczaka – jest literackim praktykowaniem tego, co bliskie uniwersytetowi – wrażliwości, namysłu, reakcji na świat, kompletowania archiwum.

Szymon Wróbel: Ta książka to niezwykły powiew świeżości i nowej energii intelektualnej, w której ciekawość miejsc, pasja geograficzna, splatają się z historią. Datowanie i mapowanie – oto dwie czynności, które rządzą „Wędrownym Zakładem Fotograficznym” Agnieszki Pajączkowskiej.

Autorka proponuje nową koncepcję reportażu. Podróż wzdłuż wschodniej i północnej granicy Polski jest podróżą w czasie. Dziewczyna z miasta, z Warszawskiej Pragi, jeździ od wsi do wsi i robi zdjęcia portretowe spotkanym ludziom, wysłuchując przy okazji ich opowieści. W książce śledzimy niezwykłą inteligencję oka, które widzi to, na co inni pozostają ślepi. Mapa służyły autorce do „odnajdowania się w terenie, a nie do planowania trasy”. Autorka żyje mapą i pamięcią o mapach. Sama wyznaje, że „odkąd pamięta, lubiła szukać wzrokiem miejsca, w którym jest, i tego, do którego ma pójść”.

Ta książka to nie tylko „pudełko ze zdjęciami, którego zawartość wysypuje się na stół” i układa jak pasjans. „Wędrowny Zakład Fotograficzny” to swoista Wieża Babel złożona z mnogich segregatorów, pojemników ze zdjęciami i opowieściami, począwszy od tych najbardziej osobistych, dotyczących rodziny autorki, zdjęć, które „tata przechowuje obecnie w segregatorach z samoprzylepnymi cyferkami na grzbietach – kolejnymi latami życia”. Do tych zresztą autorka zagląda rzadko. Częściej otwiera szuflady lub schowki spotkanych osób, np. pani Heleny – jej zdjęcia składowane są „w małych plastikowych albumach, których pełnych zadziorów brzegi mogły pokaleczyć palce”.

Książka Agnieszki Pajączkowskiej może pokaleczyć czytelnika i wywołać w nim trudny do ukojenia niepokój związany z pamięcią i miejscem. Ten niepokój jest niepokojem samej autorki, która usłyszawszy w dzieciństwie opowieść o Łękach, nadal go czuje w brzuchu, czyli czuje „że coś, co było pełne ludzi, może zniknąć bez śladu”. Autorka jest zaniepokojona „zniknięciem człowieka”, ale również tym, że „granica może pojawić się tam, gdzie jej nie było, a pociągi mogą wywozić ludzi bardzo daleko”.

Dzięki książce Agnieszki Pajączkowskiej docieramy do miejsc, gdzie droga się kończy, a kresem są groby bez cmentarzy. U kresu jest tylko (nie)pamięć. Czytelnik dociera do krawędzi mapy i może już tylko podążać z powrotem, po własnych śladach. Czy jednak ma szansę wrócić do siebie? Nasz dom jest też spustoszony. Tu też straszy, a domowe albumy kaleczą najbardziej.

Agnieszka Pajączkowska nauczyła się zapewne od ojca i od pani Pełki, jej dawnej nauczycielki historii, że mapę należy rozumieć do tego stopnia, by być w stanie wydedukować z niej każdą opowieść o pojawieniu się i zniknięciu ludzi. Ludzie, zanim stali się tym, kim obecnie są, byli tacy jak we snach. „Wędrowny Zakład Fotograficzny” to reportaż na temat przebudzenia od dawna już martwych ludzi. Ludzi, których nie było na mapie. Ludzi, których spotykamy tylko we snach.

 

JOANNA ŻABNICKA (ur . 1989) – poetka, opublikowała tomik „Ogrodnicy z Marly” nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii debiutu. Laureatka Medalu Młodej Sztuki i Stypendium Artystycznego Miasta Poznania dla młodych twórców, dzięki któremu ukazała się jej druga książka „Koniec lata”. Nie ma szczęścia w grach losowych, lubi gotować, ostatnio żywo interesuje się uprawą roślin na balkonie.

Piotr Śliwiński: Joanna Żabnicka w swym drugim – świetnym – tomie wierszy („Koniec lata”) zamieszcza m.in. taki utwór:

Nawet sen nie przyszedł

Droga nocą jest bezpieczna,

zawinięta w dywan.

Lampy świecą nieprzytomnie bez wiedzy o sobie, rogi

ulic stoją ciche i nikt w nie nie zadmie.

Czasem zabłąka się tu jeszcze kobieta

w przykrótkiej spódniczce, skromnie chowająca

pod siebie cień. Robi miejsce światłu, ale

ono jest zimne, więc ona drży.

To znamienna cecha poezji Żabnickiej – kadrowanie, obrazowanie lub odpisywanie z obrazów (ekfraza), nicowanie scen w poszukiwaniu ich poukrywanych sedn, punktów podparcia, a czasami również zasłanianych przez nie egzystencjalnych znaczeń. To są widoki w języku, albo lepiej – widoki języka. W każdym razie język jest tu ważny, bo dookreśla i odkształca treści naoczne („rogi/ ulic stoją ciche i nikt w nie nie zadmie”). Naoczności daje mowę.

Joanna Żabnicka bardzo zręcznie i ostrożnie rozkłada znaki, cienie innych możliwości tego wiersza. Bo przecież mógłby być balladą o kobiecie zagubionej nocą, opuszczonej przez sen; wizją lunatyczną; echem horroru; melodią na Czechowiczowską lub Schulzowską nutę. Jest tym wszystkim naraz, nie będąc niczym zanadto. Napięcie bez napinania się, trudna i rzadka zdolność.

Jarosław Mikołajewski: Joanna Żabicka patrzy i nazywa świat, który widzi, a precyzja jej opisu nie kusi, żeby podważać istnienie widzianych ludzi i rzeczy, kurzu, który „leży na zewnątrz szyby”, wędkarza, który „ogrzewa dłonie na kubku z herbatą”.

Z każdym wierszem autorki „Końca lata” widzę kogoś, kto patrzy z wnętrza i reguluje soczewki, żeby wyłapać coś, co można zobaczyć najwyraźniej, najchłodniej. Ludzie i rzeczy Joanny Żabickiej są siostrami i braćmi rzeczom i ludziom z obrazów Edwarda Hoppera – schłodzonych właśnie dla ostrego widzenia, chłodnego nawet, kiedy światło jest pogodnie jasne.

Poetka miewa pragnienie, żebyśmy bawili się tym jej widzeniem, a wtedy wychodzi do nas z wiersza frazami ironicznie frapującymi jak ta: „Obecność wymyka się / jak gibki kelner z nieistniejącej kawiarni”…

 

 

D
Kontrast Wyłącz ruch